Współpraca recenzencka

czwartek, 18 czerwca 2020

TOPIEL, Jakub Ćwiek



Pewnie jeszcze wielu z was, tak jak ja, pamięta wielką powódź, która nawiedziła Polskę w 1997 roku. Byłam wtedy dzieckiem i spędzałam wakacje u babci i chociaż zagrożenie nie dotyczyło moich terenów, to doskonale pamiętam strach i niepewność związane z wielką wodą. Przypominam sobie chwile, w których z całą rodziną z napięciem wpatrujemy się w obrazy ukazywane na ekranie telewizora, komentarze moich bliskich i ten wszechogarniający strach przed nieokiełznanym żywiołem. To właśnie ten czas Jakub Ćwiek uczynił tłem swojej opowieści. Podbudował ją swoimi doświadczeniami, ale też oparł na pełnej dramatyzmu historii dojrzewania. 

Właśnie trwają wakacje 1997 roku. W Głuchołazach, tak jak i w całej Polsce, początek lipca nie rozpieszcza pogodą, ale strugi deszczu lejące się z nieba nie są żadną przeszkodą dla Józka, Darka, Kacpra i Grześka. Ta czwórka młodych chłopków jest na skraju dzieciństwa – jeszcze momentami infantylni, ale już jedną nogą w dorosłości. Palą papierosy, przeżywają pierwsze zauroczenia i podejmują ryzykowane akcje. Gdy przychodzi pierwsza fala powodziowa, to nie jest dla nich tragedia. Raczej ekscytujące wydarzenie w trakcie nudnych, wakacyjnych dni. Wszystkie wydarzenia, które od tej chwili będą miały miejsce są jakby wyjęte z ich najczarniejszych snów – ktoś straci złudzenia, ktoś zobaczy sceny, jakich nie zapomni do końca życia, a ktoś inny będzie zmuszony dokonać wyboru. 



Jakub Ćwiek zastosował w Topieli taki efekt odwróconej fabuły. Już na początku książki dowiadujemy się, że dwa tygodnie po powodzi w Głuchołazach odnaleziono zwłoki poszukiwanego nastolatka. Kto to jest i co się wydarzyło? Taka myśl towarzyszy nam przez całą akcję. Cały czas , mimo momentami beztroskich chwil, czujemy ten oddech śmierci na plecach. Ta myśl oblepia nas niczym błoto, wkręca się w nozdrza jak zgniły zapach szlamu i zalewa nasz umysł, jak brudna powodziowa woda. 

Topiel, to nie jest książka o powodzi, a właściwie nie tylko. Powódź jest tu raczej drugoplanowym bohaterem, chociaż momentami przybiera postać monstrum, które pożera wszystko na swojej drodze. Chociaż Jakub Ćwiek ucieka się czasami do  jej morfizacji, to jednocześnie mamy świadomość, że dla tej czwórki chłopaków, nie jest ona największą życiową tragedią. Na pierwszy plan wybijają się bowiem ich doświadczenia, uczucia, ale niekoniecznie te związane z wodą. Chłopcy muszą radzić sobie z emocjami i wydarzeniami, które mogłyby przerosnąć niejednego dorosłego. To lato stało się dla nich granicą dzieciństwa i już nic nie było takie, jak kiedyś. 

MOJA OCENA: 9 /10

WYDAWNICTWO: Muza
DATA  WYDANIA: 3 czerwca 2020r.
LICZBA STRON: 382


Pozdrawiam
Kasia J.

3 komentarze:

  1. Nie słyszałam o tej książce, ale czuję się zaintrygowana treścią. Ciekawy pomysł na fabułę, może i mi się spodobać :-)

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam w planach przeczytać tę książkę. 😊

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja trochę pamiętam tę powódź. Co prawda jak przez mgłę, bo też byłam wtedy dzieckiem. Moje miejsce zamieszkania było bezpieczne, ale akurat byłam na kilka dni u cioci, mieszkającej na najbardziej zagrożonych terenach. Pamiętam, że rodzice nie mogli po mnie przyjechać w planowanym dniu, bo dojazd do domu cioci był niemożliwy. Bałam się wtedy, że powódź nigdy się nie skończy i już nie zobaczę mamy i taty... :)

    Do prozy Jakuba Ćwieka na razie się nie przymierzam, choć ogólnie, to chciałabym ją poznać. :)

    OdpowiedzUsuń

Jestem niezmiernie wdzięczna, że zechcieliście tu zajrzeć i zostawić po sobie komentarz:)