Nie od dziś wiadomo, że
najbardziej nieprawdopodobne historie dzieją się w zwykłym życiu, a nie na
kartach książek.
Siedem listów z Paryża potwierdza tę
teorię, bo jestem pewna, że gdyby była to fikcja, niejeden recenzent wysuwałby
argumenty podważające realność tej opowieści.
Zarys tej historii brzmi tak,
jakby początkującą autorkę poniosła nieco fantazja – dobiegająca czterdziestki kobieta
po latach wraca do miłosnych listów, które kiedyś przysyłał jej poznany w
Paryżu mężczyzna. Postanawia odpowiedzieć na nie, mimo że upłynęło już 20 lat.
I wiecie co, okazuje się, że ten Francuz cały czas ją pamięta, tęskni za nią i
właśnie tak jak ona się rozwodzi. Niesamowite zrządzenie losu, wręcz nierealne,
ale jednak prawdziwe. :)
Opowieść Samanthy to bardzo
optymistyczna i pozytywna lektura. Pokazuje, że o miłość zawsze trzeba walczyć,
że to jest siła, która daje szczęście.
Los jednak potrafi dać drugą szansę i trzeba jak najlepiej ją wykorzystać, chociażby
to miało oznaczać przeprowadzkę na drugi koniec świata. Wiem, że to wszystko
jest możliwe i to nie tylko za sprawą Siedmiu
listów z Paryża, ale także dlatego, że mnie los też tak pozytywnie
zaskoczył. I chodź wymaga ode mnie pewnych poświęceń i co chwilę piętrzy nowe
przeszkody na drodze do szczęścia, to wiem, że warto podjąć wyzwanie, bo tak
jak Samanta Verant uważam, że w życiu najważniejsza jest miłość.
By opisać tę książkę nasuwa mi
się w kółko jedno słowo – urocza. I taka właśnie jest ta książka, przywracająca
wiarę w uczucia, romantyczna, roześmiana i pełna optymizmu. No i jeszcze pełna
zapachów i kolorów Francji. Na letnie,
upalne dni będzie idealna. :).
MOJA OCENA:
7/10
·
TYTUŁ ORYGINALNY: Seven Letters from Paris
·
WYDAWNICTWO: Muza
·
ROK WYDANIA: 2016
·
LICZBA STRON: 367
· KOMU POLECAM: Przede wszystkim romantyczkom,
ale też niedowiarkom, którzy twierdzą, że prawdziwa miłość istnieje tylko w
książkach. ;)
Za możliwość poznania tej
historii dziękuję wydawnictwu Muza oraz Business & Culture.
Kasia
J.