Człowiek uczy się całe życie i ta
książka jest dla mnie świetnym przykładem tego powiedzenia. Niby wiedziałam, że
równość płci istnieje tylko w teorii, a czasy w których kobiety nie będą
dyskryminowane tylko ze względu na swoją płeć, są równie realne, jak utopijna
rzeczywistość.
Przyznaję jednak, że chyba trochę uległam stereotypowemu myśleniu, bo wydawało
mi się, że takie brutalne łamanie praw kobiet, znęcanie się nad nimi,
ograniczanie i wykorzystywanie występuje głównie w kulturach muzułmańskich.
Edyta Stępczak w swoim reportażu pokazała mi jednak, że piękny, nasycony
kolorami świat Bollywoodu skrywa w sobie również szpetną twarz…
Edyta Stępczak spędziła w Nepalu
ponad pięć lat. Miała okazję wniknąć w ten kraj, w jego kulturę i mentalność,
poznała wiele kobiet, których losy przerażają nas – Europejczyków. Nepal to kraj na wskroś patriarchalny,
to mężczyźni mają władzę nad każdą sferą życia kobiety. One mają być tylko
potulne, oddane mężowy, mają służyć teściom i rodzić dzieci, dużo dzieci,
najlepiej tylko chłopców… Nie muszą w prawdzie zakrywać głowy burką, coraz
częściej nie muszą też płonąć na stosie razem ze zmarłym mężem, ale nie mają
wpływu na nic, co dzieje się w ich życiu. Stawia im się wymagania, a jeśli im
nie sprostają, są szykanowane, brutalnie oszpecane, oskarżane o czary, a nawet
zabijane. Mężczyźnie wszystko uchodzi na sucho, a kobieta cierpi, nawet za nie
swoje winy.
Haniebne zachowanie
mężczyzny nie przynosi kobiecie ujmy. W powszechnej ocenie jej wartość jest
jednak na tyle niska, że mężczyzna żadnym czynem nie może się zniżyć do jej
poziomu, a tym samym nie jest w stanie ugodzić w jej honor.
Autorka reportażu nie skupia się
jedynie na przekazaniu informacji o tragicznych losach nepalskich kobiet.
Ukazuje też, że coś w tym społeczeństwie się zmienia, że kobiety stają się bardziej
świadome i zaczynają walczyć o własne prawa. Są nadal rozdarte pomiędzy zakorzenioną w nich
tradycją, sposobem myślenia wpajanym im od urodzenia, a własnymi aspiracjami,
by godnie żyć. Coraz częściej kobiety w Nepalu są jednak wykształcone, a to
właśnie wiedza otwiera oczy i pozwala spojrzeć na świat w zdroworozsądkowy sposób,
pozbawiony mentalnych ograniczeń. To nie będzie łatwa walka, mężczyźni tak
łatwo nie oddadzą swej władzy, tym bardziej, że stosowany przez nich sposób
myślenia jest głęboko zakorzeniony nie tylko w kulturze, ale też w religii. Coś
jednak zmienia się powoli w nepalskim społeczeństwie i może kiedyś Napal zamieni
się w tą mityczną krainę szczęśliwości, za jaką jest powszechnie uważany.
Nie będę ukrywać, że książka
Edyty Stępczak wywarła na mnie ogromne wrażenie. Poza tematem, który głęboko
mnie poruszył, przez co lekturę musiałam sobie dawkować w kawałkach, jestem
zachwycona stylem autorki. Nie
lubię w reportażach takiego słownego lania wody i nabijania tekstu ogólnikami.
Tutaj zdecydowanie tego nie znajdziecie. Każde zdanie jest przemyślane, może
stanowić odrębny cytat, bo tak bardzo jest soczyste od treści. Widać tu też
ogromną dbałość o szczegóły, świetny research podparty bibliografią i szacunek
do bohaterek, z którymi miała możliwość rozmawiać autorka. Burka w Nepalu nazywa się sari nie jest może łatwą i lekką lekturą,
ale zdecydowanie warto naruszyć swoją strefę komfortu i sięgnąć po ten
reportaż.
Najgorszą karą dla mężczyzny w Nepalu byłaby zamiana
ról, doświadczenie choćby przez jeden dzień, co oznacza być kobietą.
MOJA OCENA: 9/10
WYDAWNICTWO: Znak Literanova
DATA WYDANIA: 17 września 2018r.
LICZBA STRON: 384
Pozdrawiam
Kasia J.