Są takie style w literaturze,
które trzeba przyjmować z całym dobrodziejstwem – uroczymi cechami, ale i
wadami. Tak też rzecz się ma z historiami, które ja nazywam „amerykańskimi”. Są słodkie, ckliwe i do bólu
sentymentalne, przekazują zazwyczaj ważne wartości, takie jak rodzina,
przyjaźń, czy patriotyzm. W dużych dawkach mogą być lekko niestrawne, ale
czytane od czasu do czasu dostarczają wielu przyjemnych chwil z książką.
Kierując się tą myślą skusiłam się na powieść jednego z bardziej znanych
amerykańskich, współczesnych pisarzy – Davida Baldacci.
Jack, główny bohater książki jest
śmiertelnie chory. Opuściła go już wszelka nadzieja na wyzdrowienie i
postanawia tylko wszystkimi siłami dotrwać do Bożego Narodzenia, by być w tym
czasie ze swoją rodziną – żoną i trójką dzieci. Okazuje się jednak, że Bóg
śmieje się z ludzkich planów i to, co wydawało się niemożliwe – dzieje się.
Dochodzi do tragedii i umiera nie Jack, ale jego żona Lizzie. Rodzina jest w
szoku, dzieci lądują u różnych krewnych, a Jack osamotniony w hospicjum czeka
już tylko na śmierć… Cuda się jednak zdarzają i mężczyzna powoli odzyskuje
zdrowie. Postanawia zawalczyć o siebie i swoją rodzinę. To zadanie nie jest
jednak wcale takie łatwe.
Historia przedstawiona przez
Davida Baldacci jest w wielu momentach przewidywalna, choć zdarzają się miłe
zaskoczenia. Jest mocno sentymentalna i ckliwa, po prostu taka amerykańska.;) Postacie nie są jakoś
szczególnie mocno zarysowane, pojawia się jednak wiele ciekawych osobowości i
aż szkoda, że zostały tak powierzchownie potraktowane. Książkę czyta się bardzo
szybko i z pewnością można ją pochłonąć w jeden wieczór, tym bardziej, że ta
historia naprawdę potrafi wciągnąć.
Dużym atutem tej książki są
emocje – nieco wyolbrzymione i przerysowane, ale w trakcie lektury nie za
bardzo zwraca się na to uwagę.
Mimo tych wymienionych przeze mnie wad, powieść Baldacciego to naprawdę piękna
historia miłości, przede wszystkim tej rodzinnej. Być może jestem dla niej
nieco zbyt surowa, ale oczekiwałam po niej znacznie więcej. Rekomendacja
Richarda Paula Evansa na okładce wiele mówi o tej książce i wielbiciele tego
pisarza z pewnością będą usatysfakcjonowani.;). Przynajmniej częściowo ;).
MOJA OCENA
: 6/10
·
TYTUŁ ORYGINALNY : One Summer
·
WYDAWNICTWO : Buchmann
·
TŁUMACZENIE : Zbigniew Kościuk
·
DATA WYDANIA : 2012
·
LICZBA STRON : 285
·
KOMU POLECAM : Wielbicielom książek w stylu
R.P. Evansa, N. Sparksa, D. Steel.
Książkę
dodaję do wyzwań :
Kasia J.
Obawiam się że mogłyby mi przeszkadzać te zbyt wyolbrzymione i przerysowane emocje. Jakoś nie mam ochoty na ten tytuł.
OdpowiedzUsuńRozumiem cię. Takie książki nie zawsze zachęcają, a mają w sobie dość duży potencjał...
UsuńRzeczywiście jest pewna część książek amerykańskich, które bardzo łatwo poznać po sposobie prowadzenia akcji, bohaterach i narracji. Może kiedyś sięgnę po ten tytuł, teraz jednak mnie do niego nie ciągnie.
OdpowiedzUsuńTrzeba mieś chęć na takie książki;) Ja stwierdziłam, że idealnie sprawdzają się tak około Bożego Narodzenia, kiedy mamy chęć na tego typu sentymentalne, ciepłe, ale przesłodzone książki;) A przynajmniej ja tak mam;)
UsuńDość poplątane losy bohaterów. Czy się skusze nie wiem. Mam na razie dość śmierci w literaturze.
OdpowiedzUsuńTam śmierci rzeczywiście jest sporo, więc nie namawiam;)
UsuńBaldacciego czytałam kiedyś thriller i nawet nie wiedziałam, że pisze książki z innego gatunku. Jednak niezbyt mnie ona zainteresowała...
OdpowiedzUsuńOn właśnie pisze albo mroczne thrillery, albo "jasne" obyczajówki z wątkiem romantycznym. Ja znam go jak narazie jedynie z tej jaśniejszej strony;)
UsuńSzkoda, ze emocje są przerysowane, ale z drugiej strony lubię książki w stylu Sparksa, dlatego mimo wszystko nie skreślam tej książki całkowicie.
OdpowiedzUsuńJa trochę się nad tą książką popastwiłam, ale ona naprawdę nie jest taka zła;) Po prostu trzeba mieć na nią nastrój i nie oczekiwać wielkiego arcydzieła. Sama bardzo lubię Sparksa, zresztą Evansa też;).
UsuńNie przepadam za tym, kiedy od powieści bije wiele nieporadnych emocji, które nie tworzą się w sercu czytelnika, ale w słowach autora... (nie wiem, czy mówię zrozumiale).
OdpowiedzUsuńTak czy owak - nie przeczytam :)
No takie to troszkę papierowe i na pokaz, takie "amerykańskie' emocje, ale naprawdę są zjadliwe;) Ale mogę zrozumieć, że książka do ciebie nie przemawia;)
UsuńKasiu przyznam, że pierwszy raz widzę ten tytuł :-) Czasami lubię takie książki, ale muszę mieć odpowiedni dzień by dobrze je odebrać :-)
OdpowiedzUsuńWidzę, że teraz czytasz "Pozwolę ci odejść", jestem bardzo ciekawa Twojej recenzji, ja byłam nią bardzo zaskoczona i podobała mi się.
Masz rację, na takie książki trzeba mieć nastrój;)
UsuńA jeśli chodzi o "Pozwolę ci odejść" to skusiłam się na nią właśnie pod wpływem twojej recenzji:) Dopiero zaczęłam, ale już mi się podoba:)
Serio? Tym bardziej mi miło, że moje recenzje przekonują czytelników.
UsuńPoszukam tej książki na okres urlopu :)
OdpowiedzUsuńMyślę, że to dobry pomysł;)
Usuńłojeju ja bym się zgubiła w tym nadmiarze emocjonalnym :D
OdpowiedzUsuńOj tam, nie byłoby tak źle;)
UsuńChyba za ckliwa....lubię takie lekkie książki, właściwie tylko takie czytam, ale jak w tle jest choroba to juz dla mnie za dużo emocji ;)
OdpowiedzUsuńNa takie historie trzeba mieć natchnienie;) Ta książka jest ckliwa i sentymentalna, ale czasami czegoś takiego nam potrzeba;)
UsuńMyślę, że byłabym usatysfakcjonowana. Lubię takie książki.
OdpowiedzUsuńTo przyjemna, niezobowiązująca lektura i myślę, że miło spędzisz z nią czas:)
UsuńNa wakacje chyba ttakie książki sa najlepsze i za takimi właśnie się rozglądam :)
OdpowiedzUsuńPiękne zdjęcie :)
Dziękuję :*
UsuńMasz rację, ta książka świetnie się sprawdzi jako wakacyjna lektura:)
Chyba na razie ją sobie odpuszczę... szukam perełek :)
OdpowiedzUsuńJa też;) Ale czasami w ich poszukiwaniu trafia się na ich imitacje;)
UsuńKsiążki Sparksa uwielbiam, ale podejrzewam, że powieść Baldacci raczej nie powali mnie na kolana, dlatego odpuszczę sobie ten tytuł :)
OdpowiedzUsuńSparks jest nieco mniej sentymentalny niż Baldacci i tego pierwszego lubię zdecydowanie bardziej;)
UsuńNie słyszałam wcześniej o tym autorze, ale uwielbiam Sparksa <3
OdpowiedzUsuńIch książki utrzymane są w podobnej stylistyce, choć jak już pisałam, Sparks jest w tym nieco lepszy i mniej ckliwy. Mimo to warto poznać tę książkę, szczególnie latem, bo to fajna, niezobowiązująca lektura:)
UsuńAmerykańska historia jest w sam raz na lato ;) Nie znam tego autora, ale chyba nie poznam. Troszkę szkoda mi czasu, gdy czeka tyle hitów ;)
OdpowiedzUsuńPS. Ostatnio mam dobrą passę, aż się boję by się nie skończyła ;)
Książek Evansa jeszcze nie czytałam, ale miałam już jeden kontakt ze Sparksem i nie wspominam go miło. Wręcz przeciwnie, wymęczyłam się przy jego książce okrutnie. Strasznie irytowała mnie nijakość, bierność akcji, fakt że bohaterowie byli tacy... amerykańscy - jak ty byś to określiła. :D Więc nie jestem pewna czy ta powieść, którą recenzowałaś, byłaby dla mnie dobrym wyborem. Ale jeszcze pomyślę. :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Sherry
Nie wiem czemu, ale mam tak, że uwielbiam typowo amerykańskie filmy, za to do amerykańskich książek jakoś nie mogę się przekonać... Za to ta przekorność losu, o jakiej jest mowa w "Tamtego lata" wydaje się mega ciekawa:-)
OdpowiedzUsuń