Współpraca recenzencka

sobota, 29 września 2018

MAGICY, Neil Patrick Harris



Podobno dzieciństwo kończy się wtedy, gdy przestajemy wierzyć w magię. Pragmatyczny sposób widzenia, tak charakterystyczny dla nas dorosłych utrudnia nam spojrzenie w głąb i choć taka jest kolej rzeczy, warto w sobie zachować chociaż odrobinkę tej dziecięcej abstrakcyjności myślenia. Neil Patrick Harris zabiera nas do świata, który nie jest baśniowy i nieskażony złem, świata, w którym magia wcale nie jest tym, czym nam się wydaje. 

Carter, główny bohater Magików, od urodzenia nie miał łatwego życia. Po tym, jak zostawili go rodzice, zajął się nim wujek – oszust i złodziej. By chłopiec pomagał mu w tych niecnych uczynkach nauczył go różnego rodzaju sztuczek karcianych, w których Carter okazał się być lepszy od niego. Pewnego dnia szala goryczy się przelała i chłopiec postanowił uciec. Trafił do miasteczka, gdzie spotkał dzieciaki podobne do siebie, ale też bandziorów, którym razem z nowymi przyjaciółmi postanowił pokrzyżować plany. Czy wszystko było tylko zrządzeniem losu, czy może to wpływ magii? 


Magicy to książka, która z pewnością spodoba się spragnionym przygód młodym czytelnikom. Napisana jest niezwykle przystępnym, takim gawędziarskim stylem. Tekst uzupełniają ciekawe ilustracje, zagadki oraz  instrukcje magicznych trików, które mogą poznać dzieci. Neil Patrick Harris niewątpliwie stworzył książkę, która nie tylko bawi, ale też uczy. Pokazuje jak ważna jest przyjaźń, zaufanie, ale też ostrożność w kontaktach z obcymi. Udowadnia, że magia istnieje, ale niekoniecznie jest związana z magicznymi sztuczkami.

MOJA OCENA:  7/10

WYDAWNICTWO: Znak Emotikon
TYTUŁ ORYGINALNY: The Magic Misfits
DATA  WYDANIA: 5 września 2018r.
LICZBA STRON: 272

Pozdrawiam
Kasia J.


środa, 26 września 2018

KAMERDYNER, Marek Klat, Paweł Paliński, Mirosław Piepka, Michał Pruski



Są takie książki, które stają się inspiracją dla filmu, są też takie, które powstają na podstawie scenariusza, i jest też KamerdynerOn zdecydowanie nie mieści się w żadnej z tych kategorii, bo jest czymś pomiędzy. Książka powstała, by uzupełniać i rozwijać wątki zawarte w filmie i obie wersje, oparte na tej samej historii dopełniają się wzajemnie. Chociaż jeszcze nie miałam okazji zobaczyć filmu, to istniej on już w mojej świadomości, a bohaterowie z książki, mają dla mnie twarze aktorów z filmowej wersji.

Powiedzieć, że Kamerdyner jest  historyczną powieścią o miłości, to tak jakby stwierdzić, że jesień może być tylko deszczowa. Dobrze znamy jej różne oblicza i dokładnie tak samo jest z książką. Miłość pomiędzy Mateuszem, kaszubskim dzieckiem wychowywanym we dworze, a Maritą – pruską hrabianką, jest tylko jednym z wątków tej książki. Na przestani ponad czterdziestu lat obserwujemy przemiany jakie zachodzą na Pomorzu, poplątane losy Kaszubów, Niemców i Polaków,  dwie wojny, które przetaczają się przez Europę. Mamy okazję wniknąć w niemieckie środowisko, poznać motywacje ich działań w czasie II wojny światowej. Jesteśmy świadkami krzywd, jakie Kaszubom wyrządzili ich sąsiedzi, ich rozdarcia i poszukiwania własnej drogi. 


Sięgając po tę książkę byłam pewna, że trafi prosto w moje serce. Obawiałam się jedynie, że zaszkodzi jej trochę fakt, że napisana jest przez czterech autorów. I tak też niestety było. Czuć w Kamerdynerze trochę nierówności, są sceny napisane świetnie, zapierające dech w piersiach, jakby żywcem przeniesione z filmu, ale są też takie, które zmarnowały swój potencjał i są dość papierowe. Podobnie jest też z dialogami, które w moim odczuciu są najsłabszym elementem książki. Te minusy nie zmieniają jednak faktu, że Kamerdyner jest przepiękną opowieścią o wojnie, o poszukiwaniu własnej tożsamości i o miłości, która wcale nie jest jedynie wzniosła i romantyczna. Miłość w Kamerdynerze ma różne odcienie, jest głęboka, ale też bardzo ludzka, bo ugina się pod gradem nieszczęść. Koniec książki spowodował, że zastygłam w milczeniu – tyle myśli kłębiło się w moje głowie, przecież i tak są one niczym, przy losie tych ludzi, który przecież nie jest tylko fikcją. To zakończenie sprawia, że ogromnie ciężko wraca się do rzeczywistości. 

Kamerdyner pokazuje, że wojna, choć pozornie dla jednych zbawienna, dla innych mordercza, nigdy tak naprawdę nie odciska się pozytywnym piętnem na ludzkim losie. Zawsze i dla wszystkich niesie ze sobą ból i cierpienie. Los jest niezwykle przewrotny i w jednym momencie można z oprawcy stać się ofiarą. Ważne, by w tym całym szaleństwie do końca być po prostu człowiekiem…

MOJA OCENA:  8/10

WYDAWNICTWO: Agora
DATA  WYDANIA: 5 września 2018r.
LICZBA STRON: 376

Pozdrawiam
Kasia J.




sobota, 22 września 2018

BURKA W NEPALU NAZYWA SIĘ SARI, Edyta Stępczak



Człowiek uczy się całe życie i ta książka jest dla mnie świetnym przykładem tego powiedzenia. Niby wiedziałam, że równość płci istnieje tylko w teorii, a czasy w których kobiety nie będą dyskryminowane tylko ze względu na swoją płeć, są równie realne, jak utopijna rzeczywistość. Przyznaję jednak, że chyba trochę uległam stereotypowemu myśleniu, bo wydawało mi się, że takie brutalne łamanie praw kobiet, znęcanie się nad nimi, ograniczanie i wykorzystywanie występuje głównie w kulturach muzułmańskich. Edyta Stępczak w swoim reportażu pokazała mi jednak, że piękny, nasycony kolorami świat Bollywoodu skrywa w sobie również szpetną twarz…

Edyta Stępczak spędziła w Nepalu ponad pięć lat. Miała okazję wniknąć w ten kraj, w jego kulturę i mentalność, poznała wiele kobiet, których losy przerażają nas – Europejczyków. Nepal to kraj na wskroś patriarchalny, to mężczyźni mają władzę nad każdą sferą życia kobiety. One mają być tylko potulne, oddane mężowy, mają służyć teściom i rodzić dzieci, dużo dzieci, najlepiej tylko chłopców… Nie muszą w prawdzie zakrywać głowy burką, coraz częściej nie muszą też płonąć na stosie razem ze zmarłym mężem, ale nie mają wpływu na nic, co dzieje się w ich życiu. Stawia im się wymagania, a jeśli im nie sprostają, są szykanowane, brutalnie oszpecane, oskarżane o czary, a nawet zabijane. Mężczyźnie wszystko uchodzi na sucho, a kobieta cierpi, nawet za nie swoje winy. 

 Haniebne zachowanie mężczyzny nie przynosi kobiecie ujmy. W powszechnej ocenie jej wartość jest jednak na tyle niska, że mężczyzna żadnym czynem nie może się zniżyć do jej poziomu, a tym samym nie jest w stanie ugodzić w jej honor. [1]

Autorka reportażu nie skupia się jedynie na przekazaniu informacji o tragicznych losach nepalskich kobiet. Ukazuje też, że coś w tym społeczeństwie się zmienia, że kobiety stają się bardziej świadome i zaczynają walczyć o własne prawa. Są nadal rozdarte pomiędzy zakorzenioną w nich tradycją, sposobem myślenia wpajanym im od urodzenia, a własnymi aspiracjami, by godnie żyć. Coraz częściej kobiety w Nepalu są jednak wykształcone, a to właśnie wiedza otwiera oczy i pozwala spojrzeć na świat w zdroworozsądkowy sposób, pozbawiony mentalnych ograniczeń. To nie będzie łatwa walka, mężczyźni tak łatwo nie oddadzą swej władzy, tym bardziej, że stosowany przez nich sposób myślenia jest głęboko zakorzeniony nie tylko w kulturze, ale też w religii. Coś jednak zmienia się powoli w nepalskim społeczeństwie i może kiedyś Napal zamieni się w tą mityczną krainę szczęśliwości, za jaką jest powszechnie uważany. 


Nie będę ukrywać, że książka Edyty Stępczak wywarła na mnie ogromne wrażenie. Poza tematem, który głęboko mnie poruszył, przez co lekturę musiałam sobie dawkować w kawałkach, jestem zachwycona stylem autorki. Nie lubię w reportażach takiego słownego lania wody i nabijania tekstu ogólnikami. Tutaj zdecydowanie tego nie znajdziecie. Każde zdanie jest przemyślane, może stanowić odrębny cytat, bo tak bardzo jest soczyste od treści. Widać tu też ogromną dbałość o szczegóły, świetny research podparty bibliografią i szacunek do bohaterek, z którymi miała możliwość rozmawiać autorka. Burka w Nepalu nazywa się sari nie jest może łatwą i lekką lekturą, ale zdecydowanie warto naruszyć swoją strefę komfortu i sięgnąć po ten reportaż. 

Najgorszą karą dla mężczyzny w Nepalu byłaby zamiana ról, doświadczenie choćby przez jeden dzień, co oznacza być kobietą.[2]
 
MOJA OCENA:  9/10

WYDAWNICTWO: Znak Literanova
DATA  WYDANIA: 17 września 2018r.
LICZBA STRON: 384

Pozdrawiam
Kasia J.





1 Stępczak E., Burka w Nepalu nazywa się sari, s. 75.
2 Ibidem, s.385.

wtorek, 18 września 2018

KRÓLOWA CUKRU, Natalie Baszile



Amerykańskie Południe ma w sobie coś magicznego. Ten oblepiający, duszny klimat, nieprzebrane pola trzciny cukrowej i kukurydzy, staromodne maniery i echa walki o równouprawnienie, przyciągają mnie jak magnes. Tam bycie czarnoskórym nadal obarczone jest stygmatem, ale nigdzie nie znajdzie się tak gościnnych i wielkodusznych ludzi jak właśnie na Południu. To prawda, nigdy tam nie byłam, ale książki idealnie wprowadzają mnie w ten świat i uwielbiam za ich pomocą podróżować w te rejony Stanów Zjednoczonych. 

Charley, wychowana w wielkim mieście główna bohaterka Królowej cukru, odziedziczyła po ojcu plantację trzciny cukrowej. Gdy wraz z córką dociera na Południe okazuje się, że bycie farmerem nie jest wcale łatwe. Oprócz sytuacji losowych, bezwzględnej pogody, zdecydowanie nie sprzyja jej fakt, że jest czarnoskóra, bo ludzie w okolicy ogromnie są przywiązani do tradycji, a wszelkie kolory rasizmu mają się tu całkiem dobrze. Mamy okazję obserwować jej zmagania z naturą, własną rodziną i mieszkańcami. Charley jest niezwykle silna i zdeterminowana, ale jest też, a może przede wszystkim -  kobietą, pragnącą stabilności i silnego ramienia do wsparcia. Czy będzie potrafiła zburzyć ten mur przeciwności i zawalczyć o siebie?


Jestem pod ogromnym wrażeniem tego, jak Natalie Baszile zbudowała nastrój swojej książki. Królowa cukru rozgrywa się we współczesnych czasach, ale całość ma jakby taki retro klimat. Nie znajdziecie tu szaleńczego tempa akcji, jej niezwykłych zwrotów, czy zaskakujących rozwiązań. Wszystko jest raczej zastygłe we wszechogarniającym, wilgotnym upale, a przez to emocje są tak jakby zintensyfikowane. Szczególnie poruszył mnie los brata Charley, który jest tak do bólu współczesny i pozbawiony szans na zmianę. Tragizm tej postaci ogromnie wrył mi się w serce. 

Królowa cukru jest powieścią wielopłaszczyznową, poruszająca tematykę równości kulturowej, walki o własne marzenia i cele, a przy tym jest niezwykle przystępna dla czytelnika. Autorka nie moralizuje, nie przerysowuje swoich bohaterów, ani żadnych wydarzeń. Temat rasizmu przedstawia niezwykle subtelnie, często w zawoalowany sposób, co nie odbiera jej jednak mocy przekazu. Królowa cukru to mądra i klimatyczna książka, która zauroczy każdego fana amerykańskiego Południa. 

MOJA OCENA:  9/10

WYDAWNICTWO: Wydawnictwo Literackie.
TYTUŁ ORYGINALNY: Queen Sugar
DATA  WYDANIA: 19 września 2018r.
LICZBA STRON: 509

Pozdrawiam
Kasia J.