Niektóre
książki dość łatwo ocenić, poczuć już od początku, że to będzie coś wybitnego.
Są też takie, które na starcie sprawiają nieco słabe wrażenie, by cały wachlarz
swojego piękna rozwinąć na końcu. A z Błękitem
jest jeszcze inaczej… Mam wrażenie, że do tej pory
jeszcze nigdy nie czytałam czegoś takiego. Książka Mai Lunde zafascynowała mnie
już od pierwszych stron, poczułam świetny klimat, ciekawą tematykę. Jednak później
moja euforia nieco opadła, straciłam orientację i nie za bardzo wiedziałam, w
którą stronę przesunie się akcja. Finał jednak mnie totalnie zmiażdżył i mimo
tego, że skończyłam czytać tę książkę, nie mogę przestać o niej myśleć.
Akcja
Błękitu prowadzona jest dwutorowo.
Poznajemy Signe, która wraca w rodzinne strony, by ratować drogocenny lodowiec.
Wyrusza na swojej łodzi w podróż, której finał okaże się zaskakujący nie tylko
dla niej. David jest uchodźcą klimatycznym, żyjącym w 2041r., czyli w
niedalekiej przyszłości. Razem z córeczką ucieka przed suszą i pożarem. W
opuszczonej wiosce odnajdują porzuconą łódź, ale wokół jest tylko wysuszony
słońcem pył, a brak wody doskwiera coraz bardziej. Losy bohaterów splatają się w
zaskakujący sposób, a finał stawia przed czytelnikiem mnóstwo pytań.
Pierwsze
co przychodzi na myśl, po przeczytaniu książki Mai Lunde, to oczywiście problemy
klimatyczne, to jak przekładają się na życie ludności, na jakość ich istnienia.
To niesamowite, jak krótkowzroczni jesteśmy, nie zauważamy, że decyzje podjęte
dziś mają wpływ na losy pokoleń. Nie doceniamy świeżej wody w kranie, dopóki
jej nie zabraknie. W Błękicie dramat ludzkości stał się tłem
dla osobistych dramatów bohaterów. Signe walczy nie tylko o lodowiec, ale o
własne przekonania, które w młodości stały się przyczyną jej tragedii. Oprócz
nich, nie zostało jej nic i to właśnie one stały się motorem w jej życiu. David
zmaga się ze swoim ojcostwem, w obliczu tragedii musi stać się opoką dla swojej
córki, a nadal czuje się zagubionym w świecie chłopcem. Obie te postacie są
wykreowane świetnie, są bardzo złożone i choć nie da się ich polubić tak od
razu, bezrefleksyjnie, wzbudzają moją sympatię.
Maja
Lunde Błękitem totalnie namieszała mi
w głowie. Mam ochotę z każdym dyskutować na temat tej
książki, wymieniać opinie, bo wiem, że są bardzo różne. Teraz nie pozostało mi
już nic innego, jak tylko nadrobić poprzednią książkę autorki i czekać na
kolejne w tej serii.
MOJA OCENA: 8/10
WYDAWNICTWO:
Wydawnictwo Literackie
DATA WYDANIA: 6 czerwca 2018r.
LICZBA STRON: 429
Pozdrawiam
Kasia J.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jestem niezmiernie wdzięczna, że zechcieliście tu zajrzeć i zostawić po sobie komentarz:)