Są takie książki, które stają się
inspiracją dla filmu, są też takie, które powstają na podstawie scenariusza, i
jest też Kamerdyner… On zdecydowanie nie mieści się w
żadnej z tych kategorii, bo jest czymś pomiędzy. Książka powstała, by
uzupełniać i rozwijać wątki zawarte w filmie i obie wersje, oparte na tej samej
historii dopełniają się wzajemnie. Chociaż jeszcze nie miałam okazji zobaczyć
filmu, to istniej on już w mojej świadomości, a bohaterowie z książki, mają dla
mnie twarze aktorów z filmowej wersji.
Powiedzieć, że Kamerdyner jest historyczną powieścią o miłości, to tak jakby
stwierdzić, że jesień może być tylko deszczowa. Dobrze znamy jej różne oblicza
i dokładnie tak samo jest z książką. Miłość
pomiędzy Mateuszem, kaszubskim dzieckiem wychowywanym we dworze, a Maritą – pruską
hrabianką, jest tylko jednym z wątków tej książki. Na przestani ponad
czterdziestu lat obserwujemy przemiany jakie zachodzą na Pomorzu, poplątane
losy Kaszubów, Niemców i Polaków, dwie
wojny, które przetaczają się przez Europę. Mamy okazję wniknąć w niemieckie
środowisko, poznać motywacje ich działań w czasie II wojny światowej. Jesteśmy
świadkami krzywd, jakie Kaszubom wyrządzili ich sąsiedzi, ich rozdarcia i
poszukiwania własnej drogi.
Sięgając po tę książkę byłam
pewna, że trafi prosto w moje serce. Obawiałam się jedynie, że zaszkodzi jej
trochę fakt, że napisana jest przez czterech autorów. I tak też niestety było. Czuć w Kamerdynerze trochę nierówności, są
sceny napisane świetnie, zapierające dech w piersiach, jakby żywcem
przeniesione z filmu, ale są też takie, które zmarnowały swój potencjał i są
dość papierowe. Podobnie jest też z dialogami, które w moim odczuciu są
najsłabszym elementem książki. Te minusy nie zmieniają jednak faktu, że Kamerdyner jest przepiękną opowieścią o
wojnie, o poszukiwaniu własnej tożsamości i o miłości, która wcale nie jest
jedynie wzniosła i romantyczna. Miłość w Kamerdynerze
ma różne odcienie, jest głęboka, ale też bardzo ludzka, bo ugina się pod
gradem nieszczęść. Koniec książki spowodował, że zastygłam w milczeniu – tyle myśli
kłębiło się w moje głowie, przecież i tak są one niczym, przy losie tych ludzi,
który przecież nie jest tylko fikcją. To zakończenie sprawia, że ogromnie
ciężko wraca się do rzeczywistości.
Kamerdyner
pokazuje, że wojna, choć pozornie dla jednych zbawienna, dla innych mordercza,
nigdy tak naprawdę nie odciska się pozytywnym piętnem na ludzkim losie. Zawsze i dla wszystkich niesie
ze sobą ból i cierpienie. Los jest niezwykle przewrotny i w jednym momencie
można z oprawcy stać się ofiarą. Ważne, by w tym całym szaleństwie do końca być
po prostu człowiekiem…
MOJA OCENA: 8/10
WYDAWNICTWO: Agora
DATA WYDANIA: 5 września 2018r.
LICZBA STRON: 376
Pozdrawiam
Kasia J.
Jeżeli przy takich minusach książka nadal jest dobra, to musi mieć coś w sobie :)
OdpowiedzUsuńKocham! I mam zamiar wybrać się do kina na niego :-)
OdpowiedzUsuńFashfactor - portal dla każdej kobiety o modzie