Są takie książki, o których mogę mówić godzinami,
zachwalać ich walory albo wręcz przeciwnie, narzekać na błędy i
niedociągnięcia. Jednak raz na jakiś czas udaje mi się trafić na taką lekturę,
która totalnie zamyka mi usta, sprawia, że w jednej sekundzie mam w głowie
milion myśli, które chciałabym wyartykułować, ale… aż ciężko ubrać w słowa to
co czuję. Księga nocnych kobiet mnie dosłownie zmiażdżyła, poraniła mnie
wewnętrznie i ukazała mi świat, jakiego jeszcze nie znałam.
Główną
bohaterką książki Marlona Jamesa jest Lilit, która urodziła się na plantacji
trzciny cukrowej na Jamajce. Na tle innych czarnoskórych wyróżniają ją nie
tylko niesamowicie zielone oczy, ale też cięty język i buntowniczy charakter,
co w jej sytuacji, na przełomie XVIII i XIX wieku nie ułatwia jej życia.
Ciężka praca, strach, ból, krew, pot i łzy, to codzienność niewolników i
niektóre z kobiet, mają już tego dość. Zawiązują więc spisek, którego efektem
ma być swoiste powstanie. Jednak podział na czarnych i białych okazuje się nie
równoznaczny z podziałem na dobrych i złych, a sieć powiązań i wspólnych zależności
tych dwóch wrogich obozów jest bardziej poplątana, niż się wydaje na pierwszy
rzut oka.
Księga
nocnych kobiet robi wrażenie już od pierwszych stron. Uwagę przykuwa przede
wszystkim nieco nietypowy język i styl. Czuć, że narratorem
tej powieści jest ktoś niewykształcony, posługujący się dość prymitywnym
słownictwem. Sięgając po taki zabieg autor nie ogranicza się tylko do języka.
Dzięki tej stylistyce mamy okazję poznać rzeczywistość oczami Negra, czarnoskórego niewolnika, którego
świat ogranicza się do bram plantacji trzciny cukrowej. To wstrząsające
przeżycie, a zarazem niezwykle intrygujące.
Nie
da się ukryć, że totalnie dałam się oczarować tej książce. Nie znajdziecie tu
taniego sentymentalizmu, to nie jest powieść o biednych uciskanych
niewolnikach. Tu nie ma kryształowych charakterów, a nawet największy potwór
potrafi okazać odrobinę człowieczeństwa. Księga nocnych kobiet to pieśń o wolności i równości, a właściwie o
potrzebie dążenia do tych wartości. Pokazuje
jak wiele zła wyrządzała idea niewolnictwa, jak cienka jest granica pomiędzy
bestią żądną mordu, a człowiekiem pragnącym odrobiny ludzkiego uczucia. To z
pewnością jedna z najlepszych książek, jakie przeczytałam w tym roku i na pewno
jeszcze nie raz do niej wrócę.
Każda czarnucha może w tajemnicy
stać się czarną kobietą. Dlatego mamy ciemną skórę, coby w nocy znikać i
przemieniać się w duchy. Kiedy skóra znika, jesteśmy tym, kim chcemy być.
Stajemy się tym, kim jesteśmy.*
MOJA OCENA: 10/10 !
WYDAWNICTWO:
Wydawnictwo Literackie
ROK WYDANIA: 2017
LICZBA
STRON: 474
TYTUŁ
ORYGINALNY: The Book
of Night Women
*Księga nocnych
kobiet, Marlon James, s. 473
Pozdrawiam
Kasia J.
Mam ten tytuł w planach :)
OdpowiedzUsuńKoniecznie przeczytaj, to genialna książka. :)
UsuńJa raz oglądałam straszny film o niewolnikach - do tej pory nie potrafię zapomnieć niektórych scen - nie wiem czy się skusze na powieść, która jednak ma w sobie dużą wartość :)
OdpowiedzUsuńJest tu wiele brutalnych, naturalistycznych scen, ale całość nie jest przerysowana, powiedziałabym, że po prostu prawdziwa. Naprawdę warto przeczytać. :)
UsuńPolecam powieść tego autora pt.,,Historia siedmiu zabójstw", również wstrząsająca.
OdpowiedzUsuńMam ją w planach, chociaż słyszałam, że jest gorsza od tej.
Usuń