Gdy myślimy o komedii romantycznej, czy romansie, przed oczami stają nam pewne schematy - ma być miło, momentami wesoło, a miłosne perypetie bohaterów, chociaż okraszone nie jednym problemem ewidentnie zmierzają do wielkiego happy endu. Trudno w tej kwestii coś zmienić i jednocześnie poruszać się po konwencji gatunku. Jednak Mhairi McFariance w Miłości na później udało się wznieść komedię romantyczną na całkiem inny poziom.
Spotykamy Laurie, która jest odnoszącą sukcesy prawniczką, w momencie, gdy jej osiemnastoletni związek z Danem się kończy. To spada na nią jak grom z jasnego nieba, kobieta w ogóle się tego nie spodziewa, a kolejne informacje o nowym życiu jej byłego już partnera oraz fakt, że pracują w tej samej kancelarii, nie ułatwiają sprawy. Gdy pewnym splotem przypadków, Jamie Carter, uważany za biurowego lowelasa, proponuje jej, by udawali, że są parą, Laurie upatruje w tym świetnej okazji do zemsty. Jamie równie na tym zyska, bo tak szanowana w kancelarii prawniczka u jego boku sprawi, że szefostwo spojży na niego przychylniejszym okiem. Jak się można domyślić, układ ten, choć początkowo wydaje się idealny, nie do końca się sprawdza...
Nie będę ukrywać, że jestem tą powieścią zachwycona. :) Podoba mi się tu wszystko, zaczynając od wieku bohaterów (którzy są sporo po 30-tce), poprzez zbudowanie postaci, aż po cudowny, angielski klimat Manchesteru. Bohaterowie są tak cudownie niejednoznaczni, że niemal do samego końca nie wiedziałam, czy bardziej lubię Jamie'go, czy raczej mam chęć go udusić. Autorka nie skupia się tylko na wątku romantycznym. On jest raczej całym kołem napędowym, ale wokół niego, jest niezwykle bogate i barwne tło. Mamy tu do czynienia z kwestią rasową, dyskryminacją płciową, czy wręcz szowinizmem. Mhairi McFariance nie boi się pokazać końca miłości, tego jak po wielu latach związek się rozpada i w jaki sposób można sobie z tym poradzić. Emocje bohaterów są na tyle realne, że ogromnie łatwo w nie uwierzyć. Miłość na później to nie jest zwykły romans, to powieść która pokazuje siłę przyjaźni, uświadamia nam, kobietom, że żeby otworzyć się na nowe, najpierw musimy pogodzić się z przeszłością, ale przede wszystkim uczy, że stanowimy wartość same w sobie i nigdy, przenigdy nie możemy się godzić na rolę dodatku do mężczyzny.
MOJA OCENA: 9/10
TYTUŁ ORYGINALNY: If I Never Met You
TŁUMACZENIE: Nina Dierżawska
WYDAWNICTWO: Muza
DATA WYDANIA: 1 września 2021r.
LICZBA STRON: 544
pozdrawiam
Kasia J.
Nie planowałam czytać tej książki, ale po takiej recenzji, nie mam wyboru.
OdpowiedzUsuń